O śmierci i umieraniu
Chciałam napisać coś wyjątkowego i górnolotnego o śmierci i umieraniu, ale doszłam do wniosku, że nie mam o tym pojęcia. Nie lubię pisać o czymś, czego nie wiem lub na czym się kompletnie nie znam. Przez kilka lat interesowałam się i badałam zjawisko lęku przed nią i tego, jak radzą sobie z nim inni. I nie wiem nic. Albo tak mi się tylko wydaje. Bo w zasadzie, co mogę wiedzieć o śmierci? Poza tym, że to jedyne, co w naszym życiu jest pewne. Poza tym, że wszyscy się jej boimy. Poza tym, że prawie wszyscy wypieramy myśl o niej ze swojej świadomości, bo ze strachu i z niewiadomej można byłoby oszaleć.
Próbuję ją czasem oswoić. Rozmawiam z ludźmi. Czytam. Słucham. Opowiadam. Dyskutuję. Wymieniam myśli. A czasem po prostu unikam, bo myślenie o niej jest zbyt niewygodne, by przejść dzień z elektrowstrząsami w umyśle. Unikamy czasem i zaprzeczamy tak bardzo, że śmiertelnie choremu bliskiemu mówimy: “hej, wszystko będzie dobrze, niedługo wyzdrowiejesz”. A to nie tak. Pracując z osobami chorymi na nowotwory zrozumiałam, że oni widzą tę maskę, ale absolutnie jej nie chcą. Nie potrzebują. Nie chcą nawet kolejnej konsultacji, nowego lekarza, zmiany szpitala i magicznej pastylki na przedłużenie dnia. Umierający człowiek chce zrozumienia. I, świadomy śmierci, chce także czasem o niej porozmawiać.
Jak się oswoić ze śmiercią? Słuchać. I mówić.
Jednak czasem chcę ją trochę odczarować. Nie boję się mówić i pytać. I dzisiaj zapytam.
Zastanawiałeś się kiedyś jak smakuje śmierć? Czy ma metaliczny posmak litu na języku, czy jednak jest słodyczą lodów o smaku wanilii z palonym masłem?
Albo… Jaka jest w dotyku? Jak marmur? Zimna, twarda, nieprzyjemna, szorstka? Czy może raczej jak plusz albo satynowe prześcieradło, w które nago zanurzasz się z facetem nad ranem?
A jak śmierć wygląda? Czy to błysk i ciemność? Czy otaczająca Cię ze wszech stron jasność i oślepiająca biel?
Jak pachnie? Trawą skoszoną przed chwilą? Truskawkami na gofrach? Ulicą po deszczu? A może mułem albo dymem z gromnicy? Albo nie pachnie w ogóle?
Chciałbyś usłyszeć śmierć? Ciepły oddech na karku? Stukanie? Pukanie do drzwi? W głowie? Przytłaczająca cisza albo ogłuszający huk?
Po czym poznasz, że umierasz? Skąd będziesz wiedział, że to TO? Że to już czas? Że właśnie to jest moment, w którym jesteś, a gdy minie – nie ma już nic. Jak można poznać śmierć wszystkimi zmysłami?
Boisz się? Na pewno się boisz. Ale bardziej śmierci czy bardziej umierania? Bólu czy samotności? Bo przecież, bez względu na to ile osób nie trzymałoby nas za rękę, tę granicę i tak przekraczamy sami. Samotnie. Ci inni są tak daleko, jak członkowie rodzin machający na nabrzeżu pasażerom Titanica. Dawali przecież wsparcie i uśmiech na podróż. A potem i tak każdy z nich umierał sam. Czy zatem oswojenie samotności w ciągu życia coś ułatwia? Czy w ogóle można oswoić samotność? Musiałbyś polubić wszystkie swoje lęki, niedoskonałości, wady, chęci i pragnienia. Wszystkie swoje ZA i PRZECIW. Wszystkie KOCHAM i NIENAWIDZĘ.
Mówi się, że lęk, to taka mała śmierć, którą przeżywa każdy z nas. Ile razy dziennie umierasz?
Nie potrafię ubrać śmierci w słowa. Lęku przed nią też, chociaż kiedyś zgrabnie ubrałam ją w 70 stron pracy magisterskiej. Oh, słodka naiwności, która kazała mi wierzyć, że cokolwiek rozumiem.
Czy potrafisz rozmawiać o śmierci i umieraniu? Ale tak na poważnie. Z rozwagą. Z pewną dozą lęku. Z przestrachem w głosie i szacunkiem w myślach. Rozmawiać wprost, bez głupkowatego uśmieszku i kpiących żartów. Bez tabu. Bez zbywania jej machnięciem ręki.
To jak, porozmawiamy?