Dzieci w morzu krwi
Przyznaję, że nie bardzo lubię gwałtownie reagować na różnego rodzaju akcje, happeningi czy spontaniczne promocje czegośtam, ale to, co do mnie dotarło dosłownie przed chwilą ruszyło posady mojego myślenia o świecie. Ja rozumiem, że świat reklamy, marketingu i akcji społecznych rządzi się swoimi prawami, ale hola hola!
[divider] [/divider]
Agencja reklamowa VML z Warszawy poszła o ten jeden krok za daleko, bo o ile dorosłych można w jakiś sposób “oszukiwać” reklamowo i społecznie i wciskać im różne produkty, o tyle od dzieci – wara. Ale do rzeczy.
[divider] [/divider]
Wyżej wymieniona agencja wpadła na “świetny” pomysł, co zrobić, by zwrócić uwagę opinii publicznej na ubój rytualny zwierząt. I, przyznaję, świetnie im się to udało, ale… No właśnie, do czego się przyczepiam? Ano do tego, że do tej całej wielkie kampanii społecznej “zatrudnili” swoje dzieci, które miały za zadanie NARYSOWAĆ ubój rytualny. I tym oto sposobem internet zalała fala rysunków, kreślonych reką pięcio-, może siedmiolatków (nie wiem dokładnie, niestety), które wśród chmurek, słoneczka i zielonej trawki umieściły na kartce także broczącą krwią krowę i człowieka (wyobrażenie siebie samych? Rodziców?) z nożem, który ewidnetnie temu zwierzęciu podcina gardło.
[divider] [/divider]
Jak mówi jeden z pomysłodawców całej “akcji” Paweł Orzech:
Chodzi nam o dysonans – infantylna forma i mocny przekaz. Autorami tych rysunków są dzieciaki ludzi z agencji. Chcemy w ten sposób wpłynąć na polityków, by swoim głosem nie przyczynili się do cierpienia zwierząt.
[divider] [/divider]
Cel osiągnięty. Dysonans jest. Ale nie pomiędzy formą a ostrym przekazem, ale między przekazem a wykorzystaniem do tego, jeszcze zapewne niewiele rozumiejących dzieci. Jakie historie musieli im naopowiadać rodzice, by powstały takie obrazki? Gdzie krew leje się strumieniem, a połowa kartki jest w kolorze czerwonym?
[divider] [/divider]
Chciałabym to nazwać. Całe to zjawisko całej wielkiej akcji. To jest PRZEMOC WOBEC DZIECI. Emocjonalna i psychiczna. Po prostu. Dzieci rysujące akt mordowania krowy (oczywiście TYLKO rytualnie, bo przecież ta krowa na talerzu, to zupełnie inna krowa jest), są obiektem przemocy. Do pewnego wieku świat dziecka (jeśli nie wychowuje się w rodzinie przemocowej, ale to temat na inną dyskusję) jest idealny. Ładny, kolorowy, słoneczny, zielony jak trawa na łące. Gdzie w tym czasie jest miejsce na ubój rytualny zwierząt? Jak to się ma do uświadamiania społeczeństwa? I tak, przyznaję, obrazki szokują właśnie tym połączeniem krwi z dziecięcą kreską, ale czy muszą tez wpływać negatywnie na ich psychikę? Co musieli opowiadać (albo pokazywać) tym dzieciom rodzice, żeby w tym wieku zrozumiały temat uboju rytualnego na tyle, by go namalować?
[divider] [/divider]
Agencja broni się tym, że nie trzeba namawiać swoich dzieci do rysowania, ale wystarczy wysłać maila z apelem o to, by rząd podjął jakies kroki w sprawie uboju rytualnego zwierząt. No tak, Panie i Panowie, ale mleko już zostało rozlane. Co dalej? Pochody dzieci z transparentami, na których widnieją martwe zwierzęta? Oblewanie się krwią?
[divider] [/divider]
Gratuluję mili Państwo. Chcieliście zwrócić na siebie uwagę, to Wam się udało. Życzę Wam z całego serca, by to całe “wspaniałe” przedsięwzięcie nie odbiło się na Waszych pociechach. No chyba, że to rysunki Waszego autorstwa, stylizowane na dziecięcą rękę, ale szczerze w to powątpiewam.
[divider] [/divider]
Poniżej znajdziecie jeden z takich obrazków. Musiałam go umieścić, byście wiedzieli dokładnie o czym jest mowa.
A wstydem i hańbą, jest kazanie swoim dzieciom rysowania takich rzeczy. Koniec kropka.