Miałam 16 lat.
Miałam 16 lat.
2 klasa technikum właśnie się rozpoczęła.
A mój świat się zawalił.
Zachorowałam na depresję.
Nie było jakiegoś głównego zapalnika – jakiegoś konkretnego wydarzenia, co ją wywołało. Był mój mózg, który powiedział mi, że moje dotychczasowe życie polegało na tym, by spełniać czyjeś oczekiwania. Że ja nie wiem kim jestem, co czuję, czego chcę, czego nie chcę, co lubię i jakie są moje marzenia.
I wtedy doszły myśli samobójcze, bo życie takie jak dotychczas nie mogło być celem mojego istnienia. A że trudno było „znaleźć” coś, co mogłoby sprawić, że moje życie byłoby satysfakcjonujące, to zaczęłam pragnąć śmierci.
Ból istnienia był nie do wytrzymania. Mało spałam, mało jadłam. Leżałam bez przerwy w łóżku i płakałam. Hm… lub się cięłam. Cięcie się było dla mnie jak wejście w stan hipnozy i odpoczęcie na chwilę od swojego umysłu. Nienawidziłam siebie. Swojego wyglądu i charakteru. Czułam, że wszystkich zawodzę. Nie chciałam żyć.
Mimo tego, szukałam pomocy. Gdzieś we mnie, tak głęboko w środku tliła się nadzieja, że jest na świecie, ktoś, kto zrozumie i wyciągnie z tego bagna. Nie potrafiłam powiedzieć o wszystkim rodzicom. Przecież to jakieś zwykłe lenistwo we mnie weszło, tak uważali.
Pisałam do telefonu zaufania (116111.pl). Chodziłam do szkolnej psycholog.
Niestety doszło do próby samobójczej. Skończyła się kilkudniowym pobytem w szpitalu. Był to oddział gastroenetrologii dziecięcej. Nie było tam psychiatry, ani psychologa, ale rozmowy z moją lekarz prowadzącą dały mi jakąś siłę. I zaczęłam działać. Zgłosiłam się do szpitala psychiatrycznego. Tak. Sama, dobrowolnie chciałam iść do szpitala psychiatrycznego. Wiedziałam, że tam mi pomogą, że odpocznę. Oczywiście bałam się, tego jak to będzie. Ale, mimo depresji, byłam pełna optymizmu co do pobytu w oddziale młodzieżowym.
I tak się zaczęła moja walka z depresją.
Za 7 miesięcy będę miała 20 lat.
Wciąż walczę. Byłam kilka razy w szpitalu psychiatrycznym. Wciąż biorę leki psychotropowe. (Bez których, swoją drogą, bym się pewnie nie podniosła z depresji). Przez te kilka lat to były wzloty i upadki. Bolesne upadki. Ale teraz się wznoszę. Powoli. Na skrzydłach, które sama buduję, dzięki psychoterapii. Wciąż jest cholernie trudno. I będzie trudno, wiem. Ale walczę.
Moja diagnoza to: depresja nawracająca w przebiegu PTSD oraz Borderline.
Chciałabym się zwrócić do wszystkich chorujących: To nie Wasza wina. To nie wstyd. To nie słabość. To choroba. Nie bójcie się prosić o pomoc – to często niezbędne.
A tym, którzy zastanawiają się czy podjąć psychoterapię zostawię ten cytat:
Nie to jest ważne, co ze mną zrobiono, lecz co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono
A dla rodzin? To co chciałabym, by zrozumiała moja rodzina. DEPRESJA (ANI INNE ZABURZENIE) TO NIE NASZ WYBÓR.