Tak umierają blogerzy lajfstajlowi
Tekst – prowokacja.
Wszyscy mamy jakieś życie. Lepsze lub gorsze. Bardziej lub mnie pasjonujące. Samotne lub przepełnione ludźmi. I? I pewnego dnia budzimy się koło 15.00, bo podświadomie dopadła nas myśl, by tym życiem dzielić się z innymi. Tak powstał, szeroko rozumiany, lajfstajl lub bardziej zagranicznie Lifestyle.
Ogólnodostępny internet (chociaż statystyki na 2013 rok pokazują, że dostęp do internetu ma 60% Polaków) sprawił, że w zasadzie prowadzimy podwójne życie, o którym pisałam tutaj: http://psycholog-pisze.pl/drugie-lepsze-zycie/. I nie ma w tym nic niezwykłego. Niebezpiecznego? Owszem. Ale już nie dziwią nas cukierkowe zdjęcia i wpisy na blogach.
Żyjesz tym Second Life coraz częściej. Coraz bardziej się w nim zatracasz. I coraz częściej Twoje rozmowy z rodziną czy znajomymi w realnym życiu zaczynają przypominać te w Sieci. W jaki sposób? Mówisz coraz krócej, Twoje zdania nie są wielokrotnie złożone i ciężko jest Ci się skupić na czyjejś dłuższej wypowiedzi. Dodatkowo używasz języka typowego dla danego medium społecznościowego #WiecieCoMamNaMyśli (Twitter). Unikasz spotkań w tak zwanym realu, bo to wymaga zaangażowania, wyjścia z domu, ściągnięcia dresów, umycia głowy i ogólnego “ogarnięcia się”, a przecież o wiele łatwiej jest po prostu “dać lajka” pod zdjęciem z Dubaju, które wrzuciła koleżanka, ale po co o tym gadać od razu, skoro wyrazisz już aprobatę “kciukiem w górę” (Facebook). A tak swoją drogą, to czasem brakuje przycisku “Nie lubię”, może zmniejszyłoby to liczbę drastycznych zdjęć, ale to tylko moja dygresja. Jest jeszcze kilka takich smaczków, ale chyba już zaczynasz rozumieć o co mi chodzi.
I teraz dzieląc się lajkami, pięknymi zdjęciami na Instagramie i mając 500 obserwujących na Twitterze, zaczynasz wierzyć, że to Twoje życie jest jedyne w swoim rodzaju, najciekawsze, najwspanialsze i KONIECZNIE trzeba się nim podzielić. Jak? Ano najłatwiej założyć bloga. Zajmuje to pewnie około 5-10 minut na jakiejś platformie blogowej, a ileż możliwości się otwiera. I tu pojawia się kluczowe pytanie: “O czym pisać?” No jak to o czym, o LAJFSTAJLU oczywiście! Pojawia się wpis. Jeden, drugi, piąty. Masz jako takie pojęcie o tym, jak zrobić jajecznicę, byłeś na wakacjach w Mielnie, a Twój eks jest ciekawym przykładem na to, w jakie związki nie powinno się wchodzić. Zaczynasz dostawać przychylne komentarze i okazuje się, że rzeczywiście masz coś do powiedzenia. A potem? Okazuje się, że poza jajecznicą umiesz jedynie przypalić wodę na herbatę, kolejny urlop będzie za 2 lata, a Twój eks to jedyny partner, więc w zasadzie wypstrykałeś się już z pomysłów. I gdzie jest ten Twój lajfstajl? Co się dzieje, gdy sobie uświadomisz, że tak naprawdę to nie masz się czym podzielić z innymi? Że Twoje życie, to tak naprawdę schemat praca-dom-praca-Tesco-dom? Co czujesz, gdy okazuje się, że w zasadzie to zdjęcia na Instagramie przedstawiają jedynie poranną kawę i nowe buty na zimę? Coś się burzy. Coś zaczyna pękać. I to drugie życie przestaje być tak medialne, jak Ci się na początku wydawało. Tak umierają blogi. Tak umierają blogerzy lajfstajlowi.
A wystarczyłoby, żebyś odszedł od komputera/smartfona/laptopa i wyjrzał przez okno. Zabrał się ze znajomymi na weekend w góry. Złapał stopa nad morze. Wyciągnął zza szafy starą sztalugę i zaschnięte farby. Dokończył wreszcie ten kolorowy poradnik o gotowaniu. Wyszedł na spacer do parku, w którym ostatni raz byłeś, gdy rodzice uczyli Cię jeździć na rowerze z kijem z tyłu. I wtedy może się zdarzyć coś cudownego. Będziesz miał o czym pisać.
Ale wiesz co? Nie zrobisz tego. Założymy się? Nie spakujesz się w małą walizkę i nie pojedziesz na weekend do Trójmiasta. Nie wyjdziesz na spacer. Nie wrócisz do pasji malowania pejzaży. Nie dokończysz tej książki, która od miesiąca kurzy się na szafce nocnej. Uzależniony od internetowej stymulacji mózgu, która jest na wyciągnięcie jednego kliknięcia, a treści coraz częściej pojawiają się w formie filmików, które łatwiej przyswoić niż dłuższy tekst, nie zrobisz tego o czym napisałam wyżej. Po co, skoro i tak Kasia wrzuci zdjęcia z Grecji, Maciek pochwali się nowymi skarpetkami na Instagramie, a Agnieszka napisze na Facebooku “Co tam?”
Musiałbyś się w coś zaangażować, a to już za duży wysiłek, prawda?
* Tekst jest oczywiście generalizacją i zanim wyleje się jakiś hejt, napiszę tylko, że wiem, że lajfstajl to nie tylko jajecznica i skarpetki oraz, że nie wszyscy blogerzy piszący w tym nurcie wystrzelają się z pomysłów po pierwszym tygodniu.