Chcę posiedzieć w ciemności…
Nicość. Wszędzie nicość. Zapominam już powoli jak to jest, kiedy jesteś szczęśliwy dłużej niż przez kilka chwil w ciągu dnia. Marudzę? Tak tak… Bo przecież wszyscy doskonale wiedzą, co robić, kiedy ma się depresję. „Weź się w garść!” „Bierz się za siebie!” „Wstań wreszcie z tego łóżka!” Przecież ja też nie chcę się tydzień nie kąpać. Nie czesać włosów. Lubię być zadbana. Lubię się podobać. Nie jem, nie śpię. Znowu. Mówię, że idę coś zjeść i siedzę sama w ciszy i ciemności. Bo nie mam apetytu. Mówię, że idę spać, a leżę wgapiając się w sufit albo po cichu płacząc.
Umiejętność płaczu, żeby nikt się nie zorientował opracowałam już do perfekcji. Robię to pod prysznicem. Albo obok łóżka mam chłodną wodę do przemycia oczu. Zmniejsza opuchliznę i łagodzi wszelkie zaczerwienienia.
Kolejna opanowana przeze mnie zdolność, to zdolność do kłamania na temat tego, jak dobry mam humor, gdy w środku wrzeszczę z wewnętrznego bólu. To tak… Hmm… To tak, jakbyś był okryty szczelnie kocem albo torbą foliową. Kończy Ci się powietrze, ktoś dużo dużo silniejszy od Ciebie mocno Cię trzyma, nie możesz się wydostać. Próbujesz, ale szybko opuszczają Cię siły. I wolisz nadal leżeć na ziemi. Skopany przez dziwkę, która nie pozwala Ci głębiej odetchnąć. Krzyczysz. Ale przecież i tak nikt nie usłyszy…
Ukrywanie tego, że nie jem. Kolejna „zdolność”. Staram się. Naprawdę, ale każda kanapka staje mi w gardle. Zupy tylko przelatują przez żołądek. Nie jestem głodna. Jeśli już jem, to robię to tylko z poczucia, że będę jeszcze słabsza niż jestem teraz.
I ten wszechogarniający strach. Że jak tylko się otworzę, to wszyscy uciekną. Że nikt nie zaakceptuje kogoś takiego jak ja. Chora, słaba, marząca, żeby kolejny dzień nie nadszedł. A gdzie radość? Gdzie optymizm? Gdzie siła? Gdzie walka o siebie?
Pojawiają się… Owszem…
Ale odejdą. Znikną. Jak wiele osób. Kolej rzeczy, co?
Depresja zabija w Tobie niemal wszystko. Od poczucia własnej wartości po najdrobniejsze radości. Nie umiesz się już uśmiechać, bo po co? Jak się uśmiechasz, to wszyscy myślą, że musi być wszystko ok, a nie jest przecież. Gubisz myśli i słowa. Nie chce Ci się odpisywać na maile, rozmawiać z ludźmi, nic Cię nie cieszy. Równie dobrze mógłbyś pewnie nie żyć. Nie czujesz. Nic. I nie chcesz czuć. Ja czasem nie chcę… Za bardzo boli…