JAK UWOLNIĆ SIĘ OD LĘKU I ODNALEŹĆ MIŁOŚĆ – Gerald Jampolsky – recenzja
Bardzo sceptycznie podchodzę do książek typu: “Było mi źle, oświeciło mnie, jestem najszczęśliwszy na świecie, mam monopol na prawdę i dzielę się nią z Wami.” Nie twierdzę, że takie zmiany o 180 stopni są niemożliwe, bo oczywiście są, ale jakoś w sobie mam przekonanie, że zmiany dokonują się stopniowo i dzięki temu, mają możliwość zostania z nami na dłużej. Radykalne “strzały” nie zawsze (czy wręcz rzadko) okazują się trwałe. Dodatkowo autor założył Centrum Terapii Duchowej, co jest polskim odpowiednikiem szkoły Jana Suligi, który zajmuje się kabałą, Tarotem i zjawiskami paranormalnymi. Z psychologią i psychoterapią ma to tyle wspólnego, co umysł ścisły z wiedzą o tańcu (widzieliście arkusze maturalne z wiedzy o tańcu?).
Marzeniem autora jest osiągnąć wewnętrzny spokój i przez 135 stron próbuje powiedzieć jak to zrobić. Poza tradycyjnymi “mądrościami”, które powie Wam każdy trener NLP (neurolingwistyczne programowanie) i coach prowadzący warsztaty dla zagubionych.
“Jeśli chcesz znaleźć sposób na usunięcie wszelkich barier, które nie pozwalają ci doświadczyć miłości; jeżeli chcesz się nauczyć, jak budować przyszłość różną od przeszłości; jeśli chcesz się nauczyć, jak wziąć odpowiedzialność za własne szczęście i na dobre osiągnąć wewnętrzny spokój – bierz się do czytania” ~ ze wstępu Carlosa Santany
Pierwsza wersja książki powstała już w 1979 roku i sprzedała się w milionach egzemplarzy. Autor postanowił przedstawić w niej całą drogę jaką przeszedł od uzależnienia od alkoholu do pełnego wyzdrowienia. I nie zrozumcie mnie źle, wychodzenie z jakiegokolwiek uzależnienia jest dramatycznie ciężkie i trzeba naprawdę ogromu silnej woli i ogólnej siły wewnętrznej by przezwyciężyć chorobę. Absolutnie tego nie neguję, ani nie umniejszam. Ogromny podziw, ale dużo bardziej wiarygodna jest dla mnie Małgorzata Halber i jej “Najgorszy człowiek na świecie” niż Gerald Jampolsky.
Z autorem mogę się zgodzić tylko w jednej kwestii.
“Lęk to chyba najbardziej złośliwy i szkodliwy na ludzkości wirus”
I warto z tym wirusem walczyć. Pokonywać lęk, próbować nowych rzeczy, opuszczać strefę komfortu i starać się nie żyć w wiecznym niezadowoleniu i cierpieniu. Z tym się zgodzę.
I tyle. Poza tym wszelkie przygotowania do “wielkiej przemiany”, określanie tego, co jest rzeczywiste, gdzie w dzisiejszym świecie jest miłość i jak przebaczać, by odnaleźć światłość w życiu, trąci fanatyzmem rodem z wykładów mówców motywacyjnych, które się fajnie słucha i wychodzisz z nich naładowany pozytywną energią i nabuzowany optymizmem do tego stopnia, że gotowy jesteś zmieniać świat, ale działa to tylko do końca dnia. No, może do końca tygodnia. W mega optymistycznej wersji – zaczniesz coś w swoim życiu zmieniać. W wersji klasycznej – machniesz na to ręką i wrócisz do codzienności. I nazwijcie to moimi uprzedzeniami, ale nie wierzę w takie nagłe przemiany po JEDNEJ książce. Nawet po 20 książkach. Jeśli nie zechcemy sami czegoś zrobić z własnym życiem, to ŻADNA książka, ani coach, ani nawet psychoterapeuta tego nie zmieni.
Czy jest coś fajnego w tej książce? Lekko się ją czyta. Szybko. Napisana jest prostym językiem, który przemawia do wyobraźni. To wszystko. Ogólnie? Nie polecam.
Ostatnimi czasy trafiam na książki, które marnują mój czas. Pech jakiś chyba. Dlatego zerknijcie na inne recenzje i wybierzcie sobie coś fajnego. Część z tych pozycji jest warta uwagi i czasu.
A jeśli mimo wszystko jesteście zainteresowani tego typu książką i chcielibyście ją przeczytać, to znajdziecie ją na przykład TUTAJ!