Kiedy emigracja boli
Od kilku lat można zaobserwować coraz powszechniejsze zjawisko wyjazdów za granicę. Głównie w celach zarobkowych, by podnieść status życia i polepszyć swój byt, który w miejscu dotychczasowego zamieszkania prawdopodobnie nie był najlepszy, ale także z powodów politycznych, socjalnych czy światopoglądowych. Jednak nadal najczęściej ludzie wyjeżdżają poza swój kraj za przysłowiowym chlebem.
Do takiego wyjazdu należy się dobrze przygotować. Odłożyć odpowiednią ilość pieniędzy aby mieć na start zanim znajdziemy pracę, spakować tylko niezbędne rzeczy, poszukać zakwaterowania, znać język na poziomie na tyle zaawansowanym by bez większych kłopotów odbyć rozmowy kwalifikacyjne lub ubiegać się o konto w banku.
Poza problemami natury „technicznej” jak właśnie oszczędności czy język obcy, dochodzą kłopoty czysto emocjonalne. Rozłąka z rodziną. Nierzadko jedno z małżonków wyjeżdża zarobkowo, czasem zostawiając swoje dzieci i partnera, by dorobić się i wrócić do kraju. Także opuszczenie przyjaciół, znajomych czy sąsiadów, osób które się codziennie widuje, lubi, szanuje, docenia może zwiększać tęsknotę i problemy emocjonalne.
I wydawać by się mogło, że w dobie Internetu, tych wszystkich komunikatorów, czatów, Skype, telefonii komórkowej i smsów, nigdy nie będziemy skazani na samotność. A jednak…
Emigracja sama w sobie jest samotnością. Obcy język, kultura, ludzie, potrawy. Nawet to powietrze jakieś takie inne, mimo iż da się nim oddychać, ale jakby trudniej. I niektórzy z własnej woli, niektórzy zmuszeni sytuacją, najczęściej materialną, wyruszają w świat, by tym cięższym powietrzem trochę pooddychać.
Wraz z każdą kolejną falą wyjazdów Polaków, powraca jak bumerang temat jakości życia rodaków za granicami kraju. Czy sobie radzą? Czy odnaleźli szczęście?
Stany psychiczne na emigracji można porównać do litery W. Na początku występuje euforia (szczyt litery). Radość poznawania nowego miejsca, ekscytacja. Po jakimś czasie dochodzi do tzw. „zjazdu”, gdy do głosu dochodzi tęsknota za rodziną, znajomymi, napotykamy już pierwsze problemy. Kolejny wzrost emocjonalny można zaobserwować, gdy udaje się pokonać kłopoty, odnaleźć w nowej rzeczywistości. Potem schemat się powtarza. Oczywiście nie jest to reguła, każdy człowiek jest indywidualną jednostką i może przeżywać swój wyjazd zupełnie inaczej. Mimo to dość często można zaobserwować taką właśnie literę W.
W tej ogromnej grupie ludzi (na koniec 2012 roku liczba ta była bliska 3 mln osób), znajdzie się i taka, która cierpi na depresję. Najbardziej demokratyczną chorobę cywilizacyjną XXI wieku. Depresja nie wybiera. Czy jesteś stary czy młody, biedny czy bogaty, wysoki czy niski. Czy na emigracji Ci się powiodło czy nie, czy spełniasz swoje marzenia czy marzenia kogoś innego. Ona nie zadaje pytań, tylko uderza. Po cichu i znienacka.
Wśród emigrantów można wyróżnić 3 podstawowe grupy osób, które mają wysoki poziom ryzyka zachorowania na depresję.
- Ci, którym się udało. Wykształceni, z odłożonymi pieniędzmi na start. Po przyjeździe znajdują pracę i zarabiają dobre, godziwe pieniądze. Są zadowoleni z wciąż rosnącego statusu materialnego. Czują się ważni, gdy mogą pomóc bliskim w Polsce i sami też niczego sobie nareszcie nie odmawiając. To jest grupa tzw. tęskniących. Dopada ich często nostalgia i tęsknota za krajem, rodziną, przyjaciółmi, bliskimi, za domem i ukochanym kotem. Jednak pytani o powrót do kraju, mimo samotności i odizolowania, raczej nie są do niego skłonni. Mimo wszystko w kraju było i nadal jest na tyle źle, że wolą znosić swój ból osamotnienia i depresję gdzieś, gdzie jest im lepiej.
- Ci, którym się nie udało. Brak znajomości języka, trudnych realiów, brak wykształcenia lub konkretnego fachu w rękach. Często decyzję o wyjeździe podjęli spontanicznie i nagle, zaciągnęli pożyczki na potrzeby wyjazdu, zadłużyli się u rodziny i znajomych. Lecą za granicę ubrani jedynie w nadzieję i wiarę, że „jakoś to będzie”. I zwykle nie jest… Pomieszkują u znajomych, chwytają dorywcze prace, często na czarno, w skrajnych przypadkach zostają bezdomnymi i chętnie opowiadają o tym, jak brzydkie i nieszczęśliwe może być oblicze emigracji. Że emigracja to nie tylko ci, którzy wysyłają dużo pieniędzy na rodziny w Polsce, ale także ci śpiący pod kartonami w jednych z największych stolic świata. Ich dodatkowym problemem jest także wstyd. Często odcinają się od rodziny i bliskich znajomych nie wiedząc co odpowiadać na pytania o to „jak tam leci”. Nie mogąc wrócić do kraju (bo za co?), tęskniąc, tułając się po wszelkich możliwych polskich ośrodkach pomocowych, nie mogą się odnaleźć w emocjonalnej pustce, która zieje w ich sercach po zerwaniu kontaktu z rodziną. Świadomość niemożności powrotu do kraju, dodatkowo potęguje wszelkie psychiczne doły.
- Ci, którzy powrócili. Czy to z pomocą polskich placówek dyplomatycznych, czy o własnych finansowych siłach, niektórzy do kraju narodzin wracają. I co teraz? Nadwątlone rodzinne więzi, brak perspektyw, zupełnie nowa, mimo iż stara, rzeczywistość życia. Kolejne szukanie pracy, domu, nawiązywanie znajomości. Mimo iż bardziej „u ciebie”, to jednak nadal obco i daleko.
Te trzy grupy to grupy wysokiego emigranckiego ryzyka zachorowań na depresję. Nie ma ona jeszcze swojej nazwy czy konkretnej odmiany, ale depresja emigracyjna jest bardzo trafnym określeniem. Osoby „na wyjeździe” borykają się z samotnością, oddaleniem, kłopotami z przystosowaniem i adaptacją, brakiem bliskich i znajomych, napotykają bariery językowe i wysoki poziom stresu związanego z samą podróżą, ale także z koniecznością szybkiego przystosowania się do nowych warunków życia. To wszystko sprawia, że osoby te często zamykają się w sobie, zamykają się w domu, popadają w melancholię, stany depresyjne, cierpią na zaburzenia lękowe i nerwicowe.
Jakie objawy towarzyszą emigrantom? Można wyróżnić przynajmniej kilka, ale zapewne ich spektrum jest dużo szersze. Poniższe występują najczęściej:
- obniżona samooocena,
- zaburzenia nastroju – stany depresyjne, napady złości, huśtawki emocjonalne, ciągłe napięcie i nerwowość,
- objawy psychosomatyczne – kłopoty ze snem, pamięcią, koncentracją, obniżenie odporności, nerwowe zgrzytanie zębami (bruksizm), obgryzanie paznokci, wyrywanie włosów,
- uzależnienia – najczęściej od alkoholu i leków,
- problemy w związkach, często rozpady, rozwody.
Coraz większa ilość emigrantów po powrocie do kraju szuka pomocy u psychoterapeutów i psychiatrów. Nie wiedzą co się z nimi do końca dzieje, ale czują, że to coś niedobrego i chcą z tym walczyć. Czasem sami, czasem za namową rodziny. Niestety, w niektórych przypadkach, dla osoby która powróciła do Polski, na pomoc bywa już za późno lub jest ona niezwykle utrudniona ze względu na zaawansowanie choroby, myśli i plany samobójcze lub brak umiejętności adaptacyjnych do kolejnego środowiska życia.
Co zatem warto byłoby zrobić by temu rozszerzającemu się zjawisku zapobiegać? Edukować. Słuchać. Obserwować. Pomagać. Docierać w różne zakątki świata. Być. Wspierać. Doradzać. Należałoby zainteresować się swoim stanem (gdy jesteśmy emigrantami) lub naszych bliskich za granicą. Doradzić nawet doraźne wizyty u psychologa czy psychiatry w celu zapobieżenia przykrym skutkom depresji. Może uda nam się w porę dostrzec, że coś złego dzieje się z naszymi bliskimi?
Źródła:
- weblog.infopraca.pl
- nowak.com.au
- portal.abczdrowie.pl
- psychologia.wieszjak.pl
- http://www.roik.pl/depresja-ogarnia-emigrantow-z-polski/
- http://www.naszswiat.net/y-we-woszech/nasze-sprawy/5172-syndrom-woch-to-nowa-forma-depresji-dopadajca-emigrantow.html
- http://www.biomedical.pl/psychologia/skutki-emigracjii-zarobkowej-zaburzenia-psychiczne-i-depresja-338.html
- Rosellini & Worden „ Jutro wzejdzie słońce”