Myślenie o…
To siedzi we mnie gdzieś bardzo głęboko. Nie zawsze widać. Powiem więcej, prawie nigdy nie jesteś w stanie powiedzieć, że to właśnie teraz jestem w największym dołku od wielu wielu już dni…
Nie płaczę albo robię to po cichu, najlepiej pod prysznicem, bo wtedy nikt nie wie, że płakałam. Na twarz przywdziewam maskę, która czasem tryska radością i energią, a czasem jest po prostu normalna. I nie pokażę Ci się w pełni. Nie odkryję wszystkich kart. Bo mnie nie zaakceptujesz takiej, jaka jestem, gdy ona atakuje z pełną siłą. Nikt tego nie akceptuje. Niewielu rozumie. Nieliczni wiedzą.
Są dni, gdy zauważam, że wiele robię dla kogoś. Uśmiecham się, jadę na zakupy, biegam z psem. Fajnie. Chociaż w rzeczywistości jedyne o czym marzę, to się położyć, zasnąć i nie obudzić. Bo po co?
Podobno droga do nieba prowadzi przez piekło. Doprawdy? Ciężko w to uwierzyć, gdy Twoje piekło trwa… I trwa… I trwa… I gdy już Ci się wydaje, że widzisz światełko w tunelu, bo otaczają Cię fajni ludzie, bo zaczynasz znowu coś czuć poza otępieniem, dostajesz kopniaka w głowę. Mocnego. Od niej właśnie. Pani D. Nieodłączna towarzyszka życia, która dyszy Ci w kark, gdziekolwiek nie pójdziesz.
Żresz leki. Uprawiasz sport. Piszesz pamiętnik. Spotykasz się z ludźmi. Realizujesz pasje. Zakochujesz się. Doświadczasz. Podróżujesz. Po co?
I krzyczę milcząc… Tak już mam…