Ukryta/utajona depresja. Sprawdź czy możesz ją mieć.
Oznaki depresji nie zawsze są jednoznaczne i oczywiste. Wiele osób borykających się z depresją jest w stanie się maskować i pokazywać światu „normalną” twarz, w środku cierpiąc. Czasem to udawanie tak wchodzi w krew, że trudno się zorientować, że gdzieś tam w środku siedzi depresja.
Depresja manifestuje się w różny sposób u różnych osób i istnieje szereg różnych oznak i objawów, które mogą sugerować, że ktoś nie czuje się najlepiej. Niektóre z nich mogą być bardzo dyskretne i subtelne, ale te poniżej występują najczęściej.
Pamiętajcie, że ten artykuł NIE JEST DIAGNOZĄ. Diagnozę może postawić TYLKO lekarz psychiatra i to on może zasugerować ewentualne leki. Jeśli najpierw udacie się do psychologa, może on skierować Was do psychiatry. Najlepsze efekty przynosi terapia i ewentualne leki, ale każdy przypadek jest INDYWIDUALNY i nie można generalizować.
Ten artykuł NIE JEST DIAGNOZĄ, ale jeśli rozpoznajecie coś u siebie i czujecie, że to może być kwestia utajonej depresji – ZGŁOŚCIE SIĘ PO POMOC.
A teraz do rzeczy. 10 sygnałów, że możecie cierpieć na ukrytą depresję.
Jesteście wiecznie zajęci.
Nigdy się nie zatrzymujecie. Jesteście zawsze w ruchu. Jeśli nie w pracy, to na siłowni, na wolontariacie albo na imprezie z przyjaciółmi. Jeśli siadacie, żeby obejrzeć coś w TV, przy okazji zawsze robicie kilka innych rzeczy w tym samym czasie. Nie pozwalacie na to, by głowa Wam odpoczęła. Telefony rzadko opuszczają Wasze dłonie. Nigdy nie wiecie, jak się tak naprawdę czujecie. Jesteście tak zarobieni, że nie macie czasu nawet pomyśleć o niczym innym.
Macie mało energii.
Bez względu na to, ile byście nie spali i jak bardzo się nie starali, to macie mniej energii, niż wszyscy dookoła. Jesteście wyczerpani. Mięśnie Was bolą niemal codziennie. Robicie połowę mniej w ciągu dnia, niż inni. Biegacie dookoła z zadaniami i to Was dodatkowo wykańcza.
Jesteście perfekcjonistami.
Jesteście swoimi największymi krytykami. Jesteście perfekcjonistami, a wszystko, co chociaż odrobinę odbiega od ideału jest powodem, by się ukarać. Zawsze się martwicie potencjalną porażką. Na zewnątrz możecie wyglądać na supergenialnych ludzi, którzy osiągają każdy zamierzony cel. Ale w środku czujecie, jakbyście byli jedną wielką porażką. Zdarza się też, że nagle z czegoś rezygnujecie bez konkretnej przyczyny. Wolicie czegoś nie zrobić wcale, niż ryzykować porażkę albo zrobienie czegoś na pół gwizdka.
Często się irytujecie.
Te małe rzeczy, które NIE POWINNY Was irytować. Czasami denerwujecie się całkiem irracjonalnie. Czasem czuć to, jakbyście mieli warstwę tolerancji usuniętą z Waszego umysłu i to, co do tej pory było w porządku, nagle nie jest. Nie do końca jesteście w stanie zrozumieć, dlaczego ten konkretny dźwięk sprawia, że chcecie wrzeszczeć. Nie wiecie czemu ten członek rodziny, którego zawsze uwielbialiście, nagle sprawia, że chcecie uciec z krzykiem. Tak po prostu jest.
Płaczecie z bardzo błahych powodów.
Jesteście w stanie zrobić prezentację przed 100 ludzi w pracy, ale po powrocie do domu płaczecie, bo nie możecie sparować skarpetek z prania. Robienie czegokolwiek wydaje się być czymś monumentalnym. Budzicie się pewnego dnia i wszystko wydaje się niemożliwe. Ale i tak próbujecie funkcjonować dalej. Jesteście ekspertami w tym, by na zewnątrz nic nie było widać, ale w zaciszu wylewacie ostatnie łzy przez drobnostkę.
Nie czujecie radości.
Myślicie, że powinniście być szczęśliwi. A mimo tego, śmiejąc się w głos z komedii, w środku czujecie tylko pustkę. Dobre rzeczy się dzieją, uśmiechacie się i świętujecie z innymi, ale nie czujecie absolutnie niczego. Nie rozumiecie czemu nie czujecie radości. Coś jest zdecydowanie nie w porządku. Wszyscy dookoła wydają się cieszyć, nawet jeśli nie ze wszystkiego i nieustannie, to jednak co jakiś czas są szczęśliwi. A Wy? Jakbyście tkwili w miejscu. Puści. Zagubieni.
Wątpicie w siebie.
Wciąż się martwicie i wątpicie we wszystko, co robicie. Od rozmowy z panią w sklepie (czy byliście wystarczająco mili? czy wystarczająco szybko szukaliście drobnych? czy zdenerwowaliście innych klientów w kolejce?) po wielkie życiowe decyzje (czy ten dom jest tyle wart? czy powinniśmy szukać jeszcze dłużej? czy ten dom jest idealny dla nas?). Spędzacie życie na zamartwianiu się o tym, czy byliście wystarczająco dobrzy czy ludzie Was lubią i czy Wasze otoczenie jest akurat tym najlepszym z możliwych. Wątpicie w każdą swoją decyzję. To wykańczające.
Czujecie się winni.
Macie poczucie winy w stosunku do wszystkiego. Że nie zostaliście po godzinach w pracy, że macie takich miłych przyjaciół (a Wy tacy nie jesteście w Waszej opinii) albo, że chcecie o siebie zadbać. Czujecie, jakbyście nie zasługiwali na nic dobrego. Wstydzicie się tego, że w ogóle istniejecie. Poczucie winy dotyczy wszystkiego i zjada Was od środka.
Macie problemy ze snem.
Sen to udręka. Albo śpicie za dużo albo za mało, albo budzicie się w nocy wiele razy. Nie wiecie co wpływa na Wasz sen tak negatywnie. Stosujecie te wszystkie zasady typu: sypialnia, to sanktuarium snu, wietrzenie, lawendowe olejki, melatonina, herbatki ziołowe, znacie wszystkie umieszczone w sieci porady dotyczące snu i… bez zmian.
Stosujecie negatywne mechanizmy radzenia sobie.
Niektórzy uciekają w alkohol, by poradzić sobie z emocjami lub pustką. Inni próbują jedzenia. Jeszcze inni podążą w kierunku papierosów, hazardu albo seksu. Zwrócicie się w stronę wszystkiego i każdego, kto chociaż na chwilę sprawi, że poczujecie się inaczej. Że uda się uciec. Wielu z Was nawet nie połączy zachowań z emocjami. Drink po pracy, kupowanie zdrapek, poprawianie humoru tabliczką czekolady, to przecież takie normalnie rzeczy, które robią ludzie. Ale Wy robicie to trochę częściej, trochę bardziej intensywnie, z większym zaangażowaniem. Zamiast zmierzyć się z tym, co w środku – łatwiej jest uciec w jakieś szkodliwe, na dłuższą metę, zachowania.