WYSZŁAM Z NIEMOCY I DEPRESJI. TY TEŻ MOŻESZ – Beata Pawlikowska
Tyle się ostatnio krzyczy o najnowszej książce Beaty Pawlikowskiej, tak bardzo wiesza się na niej psy, że postanowiłam ugryźć ten temat od strony zawodowej – merytorycznej. Rzetelnie. Bez opierania się na fragmentach wyrwanych (być może) z kontekstu całej historii.
Początek książki to dobry sposób opisania depresji i tego, co chory może czuć. Pustka, chęć śmierci, nicość, beznadzieja, ciemność, bezsens. I jeden z negatywnych sposobów radzenia sobie – alkohol, który niczego nie rozwiązuje. A po nim spada się tylko głębiej do piekła.
Pawlikowska utrzymuje, że z depresją zmaga(ła) się przez ostatnie 25 lat swojego życia. Czuła wszechogarniający smutek, potrafiła płakać kilku dni z rzędu. I, tak naprawdę, nie jest to niemożliwe. Istnieje zaburzenie zwane dystymią. To nieco „łagodniejsza” odmiana zaburzeń depresyjnych, z łagodniejszym przebiegiem, która utrzymuje się minimum dwa lata. Ale nie mogę oczywiście podjąć się jakiejkolwiek diagnozy. Skupmy się na książce.
„moim zdaniem depresja jest stanem częściowego zatrzaśnięcia się pewnych obwodów podświadomości, co staje się na skutek przeciążenia systemu”.
Dowiedziałam się z niej, że moje życie jest jak fabryka pierników, gdzie podświadomość jest jej dyrektorem, który określa, ocenia, decyduje O WSZYSTKIM. Moja świadomość z kolei, to pracownik, który musi się dostosować. I to podświadomość kieruje całym moim życiem. Decyduje jakie emocje odczuwam i jakie decyzje podejmę. Podświadomość jest szefem wszystkich szefów.
Po czym następuje cytat: „Podświadomość rządzi wszystkim w Twoim życiu, ale jest tak tylko do momentu, kiedy Ty świadomie przejmiesz odpowiedzialność”.
Potem zostałam uświadomiona, że moja podświadomość, to genialny komputer i to dzięki niej w ogóle żyję.
„Wnioski wyciągnięte przez Twoją podświadomość zostają wgrane do Twojej duszy i stają się wzorcem Twojego myślenia”.
„To oznacza, że nie widzisz TEGO, CO JEST, ale widzisz to, co POKAZUJE CI TWOJA PODŚWIADOMOŚĆ”.
Nadzieja, że MOŻE jest w tym „dziele” COKOLWIEK wartościowego pojawiła się, gdy Beata Pawlikowska (chyba zupełnie niechcący i przez przypadek) opisuje TPB. Zmiana myślenia, interpretacje, które uważamy za FAKTY (z definicji neutralne), a które są jedynie DOMYSŁAMI, to nasz chleb powszedni. Z tym między innymi „walczy” terapia poznawczo-behawioralna. Pomaga zmieniać schematy myślenia. Zmienia nas poznawczo. Co potem możemy wdrożyć do naszych codziennych zachowań. Ale nie ma w książce słowa o tym, że to element terapii. Wg. Pani Pawlikowskiej wszystko do czego doszła – osiągnęła sama. Wystarczyło bardzo chcieć.
ALE! To, co najważniejsze, to to, że depresja to przede wszystkim poważne zaburzenie. Należy skontaktować się z lekarzem, który postawi odpowiednią diagnozę, a potem wesprzeć się psychoterapią – przypis mój własny, nie Autorki.
I dziesiątki metafor Pani Pawlikowskiej tego nie zmienią.
„Choroby, rozwody, depresja, anoreksja, słabość do alkoholu, uprawianie hazardu, palenie papierosów, szukanie dopalaczy i nowych używek, bezsenność, nadwaga, myśli samobójcze, brak szczęścia w miłości, brak szczęścia w pracy i ogólne poczucie braku szczęścia w życiu – to są dowody na to, że posługujesz się błędnymi mapami”.
Poza tym, nie zostało napisane także to, że historia z książki jest TYLKO I WYŁĄCZNIE jej historią. Że nie na wszystkich może działać. Że, mimo wszystko, konsultacja ze specjalistą jest bardzo bardzo ważna.
„Depresja to wielka pustynia łez. Ale to jest tylko stan przejściowy. Można to zmienić. Trzeba tylko zrozumieć czym jest depresja, skąd się bierze i jaki jest jej mechanizm działania. To właśnie zrozumiałam w moim własnym życiu. I dlatego piszę tę książkę”
Po to, żeby dać sobie monopol na jedyną słuszną prawdę bez refleksji, ile złego mogą przynieść choremu te wszystkie „porady”, które w dużym skrócie mogę określić jako: weź się w garść i zmień myślenie, a depresja odejdzie w siną dal.
Otóż nie, Pani Beato. Stany depresyjne np. po śmierci bliskich, najprawdopodobniej odejdą z upływem czasu. Ale depresja kliniczna już nie minie tylko dlatego, że uznam, że mój „wewnętrzny komputer” nawalił i wystarczy, że będę bardzo chciała, a wszystko znów zakwitnie, a programy komputerowe znów zaczną działać.
„Depresja (…) to jest stan SUBIEKTYWNY. To nie jest realny, obiektywny i rzeczywiście istniejący obraz świata”.
Otóż jest. Dla chorego depresja, to cały jego świat. W tym konkretnym momencie jest on rzeczywisty i jak najbardziej prawdziwy. W końcu tkwi każdego dnia w bólu, prawda?
„Depresja to wielki, czarny, ciężki ocean, który Cię zalewa i topi. Albo jak wielka, sucha, spękana pustynia, która Cię spala. Depresja jest poczuciem tak wielkiego nieszczęścia, zagubienia, samotności i bezsilności, że wszystko traci sens. Wiem. Ale jednak depresja, to także stan powstały w wyniku pewnego nieporozumienia”.
„Z mojego doświadczenia wynika, że depresję można skutecznie i trwale wyleczyć tylko w jeden sposób. Znaleźć błędne dane, zastąpić je prawidłowymi i wgrać na nowo do pamięci komputera”.
Eureka! No jakież to banalnie proste!
„Wiem, że to może brzmieć jak coś trudnego. Znaleźć błędne dane zapisane gdzieś w podziemiach własnej duszy? Ale jak? Na kanapie u psychoanalityka, płacąc sto złotych za godzinę? Niewykonalne!”
I to ostatnie zdanie, plus porównanie leków do alkoholu (!!!) przelało czarę goryczy.
I wisienka na torcie:
„Z mojego doświadczenia wynika, że depresję można wyleczyć w trzech krokach:
- Odzyskać wewnętrzną równowagę.
- Stanąć na nogach.
- Dokonać świadomego wysiłku, żeby zmienić nawyki myślowe zapisane w podświadomości.
(…) Myślisz, że chciałbyś spróbować? A masz coś do stracenia? Wiem. Twoja podświadomość podpowiada, że Twój przypadek jest na pewno inny i że pewnie każdemu pomaga coś innego. Otóż nie. Każdy przypadek może pozornie wyglądać inaczej (…), ale źródło ich problemu jest dokładnie takie samo. Jest identyczne. I jest bardzo dokładnie przed nimi ukryte”.
„(…) jest to stan odwracalny i możliwy do naprawienia – jeżeli tylko wystarczająco dobrze nad tym popracujesz”.
Tak, ale z pomocą psychiatry i psychoterapeuty. Ale czy jest tu o tym mowa? Skądże.
A zatem: bierzemy się w garść, stajemy na nogach, spinamy pośladki i zaczynamy wychodzić z depresji.
Mogłabym takich cytatów przytoczyć mnóstwo. Cała książką to jeden wielki cytat.
„Najlepsze jest to, co jest najlepsze, a nie to, co znasz ze swojego doświadczenia, prawda”?
Prawda, Pani Beato, dlatego w tym wypadku najlepiej jest po prostu odłożyć Pani książkę o „leczeniu” depresji na półkę, a te 30 złotych wydać na dobrą powieść.
P.S. Czy dzisiaj można napisać już WSZYSTKO, bez żadnej ODPOWIEDZIALNOŚCI?
I na zakończenie. Monopol na prawdę.
„(…) Nie mam wątpliwości, że jest to jedyny sposób. Jestem tego pewna na podstawie mojego własnego doświadczenia”.
Komentarze?