Pani D. i syndrom Supermana
To ciekawe, że gdy w końcu chcesz wyjść w kokonu i zaczynasz mówić innym o tej Dziwce, która siedzi w kącie pokoju każdego cholernego dnia, to oni… Cóż… Włącza się w nich jakiś syndrom Supermana, bo tak bardzo chcą Cię uratować. Tylko przed czym? Przed Tobą samym? Gdy milkniesz, dobijają się na wszystkie możliwe sposoby. Smsy, wiadomości, telefony. Nie wszyscy wiedzą, gdzie mieszkasz i to może i dobrze, bo pewnie wystawali by pod drzwiami albo oknem i dobijali się do Ciebie. A Ty masz tylko trzy myśli w głowie.
Po 1 Cię to wkurza, że Ci zawracają głowę, kiedy Ty chcesz po prostu ciszy i spokoju. Po 2, trochę przez wyrzuty sumienia, jesteś gdzieś w środku wdzięczny, że ktoś się jednak martwi. I po 3… Czego oni nigdy nie pojmą. Nie są w stanie Cię uratować, bo jeśli podejmiesz decyzję o samobójstwie, to tak naprawdę nie potrzebujesz wielodniowych przygotowań (które już pewnie gdzieś się rozpoczęły w przypadku gromadzenia leków nasennych). Możesz to zrobić między wizytą u rodziców a zakupami w Tesco.
Co jest złudne? Przeświadczenie, że skoro się uśmiechasz, to Dziwka odpuściła. A są dwie możliwości. Albo masz po prostu nieco mniej czarny dzień albo podjąłeś decyzję o zakończeniu swojego życia. Wtedy nachodzi taka ulga, że to już, że to koniec, że niewiele czasu już się będziesz męczyć z bólem rozdzierającym Cię od środka.
Ale oni się dobijają. I nie wiesz, na ile prawdziwe są ich zapewnienia, że jeśli się nie odezwiesz, to za dzień czy dwa pod Twoimi drzwiami stanie policja i pogotowie ratunkowe, ale… czy tak naprawdę Cię to interesuje…?
Walczysz z myślami samobójczymi i co jakiś czas sukcesywnie wyrzucasz nagromadzone leki, zardzewiałe żyletki i czyścisz historię przeglądania w komputerze z forów o tym, jak skutecznie się zabić. I rzeczywiście przychodzą te dni, które są bardziej szare niż czarne. I może nie jesteś w tak czarnej dupie, w jakiej byłeś pół roku temu. Ale to nadal dupa. A w zasadzie Dziwka. Nie daje o sobie zapomnieć…