Pani D. i życzenie śmierci
Depresja zabiera Ci wszystko. Dziwka zaczyna od energii i dobrego humoru. Potem chęć do życia i jedzenia. Następnie zabiera Ci znajomych, przyjaciół i rodzinę. A po bliskich, zostajesz już tylko Ty…
Kiedy nie masz siły jeść (albo obżerasz się jak szalony), wstać z łóżka czy wziąć prysznica i umyć zębów, zmieniasz trochę perspektywę. To nie jest chwilowa melancholia, dołek, smutek spowodowany kiepskim dniem czy deszczową pogodą.
Zapamiętaj: DEPRESJA TO POWAŻNA CHOROBA, którą należy leczyć. Tabletki, antydepresanty, terapia czasem szpital psychiatryczny, oddział dzienny, a już na pewno opieka lekarza psychiatry. Bo Pani D. tylko czeka, żeby znów podsunąć Ci myśli samobójcze. Jesteś beznadziejny, nic niewarty, słaby, kiepski, do niczego się nie nadajesz… Nie, to nie jest wewnętrzny krytyk, który chce Ci kłaść kłody pod nogi. Pani D. to głos, którego nie pomylisz z niczym innym. To ona podrzuci w Twoje pole widzenia ostry przedmiot, którym znów możesz naznaczyć swoje uda i przedramiona. Latem ciężko się ukrywa ślady, które bolą od samego patrzenia. Ale masz potrzebę poczucia ulgi. Tej cholernej, wstrętnej, bolesnej, ale jakże OGROMNEJ ulgi… Bo nikt, lepiej niż Ty sam, nie wie, jak wielką ulgą jest w końcu coś poczuć. Poczuć ból fizyczny.
Bo ten fizyczny da się przecież jakoś opanować. Niestety, za każdym razem zapominasz, że ta ulga trwa 30, 50, 60 sekund. I mija… I wraca napięcie.
To już lepsza jest totalna anhedonia. Nic nie sprawia radości, nic nie czujesz, na niczym i nikim Ci nie zależy. Znów zapadasz się w sobie…
Odejdźcie… Dajcie mi spokój… Chcę w spokoju umrzeć…